środa, 17 kwietnia 2024

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Nicnierobienie

 


Trafił do mnie wiersz, który idealnie wlazł pod skórę.


VII. Nicnierobienie


skoro piszemy wiersze
nie musimy być cokolwiek
lepsi od innych (ciut lepsi
lub ciut gorsi) ale i tak będziemy się

opierać odrzuceniu i zapomnieniu
będziemy naprawdę długo umierać
w nikomu niepotrzebnych tekstach
będziemy zatem jeszcze dłużej uskarżać się

na Pana Boga który do tych wierszy
nigdy nie zajrzy nic dla nas nie zrobi


Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki
 



wtorek, 16 kwietnia 2024

Określenia

 



W zetknięciu z ludźmi zawsze przypominam jeża.
Rozmaitość kojarzy mi się z niczym. Gdy analizuję formuły,
mianowniki i życie z treścią. To coś, co unosi się, usypia, skąpi światła.
Włamuje się w anatomię głowy, wydziera z dłoni reprodukcje,
modele ulepione na potrzeby wiersza. Burzy spokój.

Nie potrafię wypowiedzieć dni. Przeżuwam. Konfrontujemy dykcje,
tak bardzo różnimy się od gości przychodzących na proszony obiad.
To trochę tak, jakby wydelikatniać dzikie zwierzęta i wmawiać dzieciom,
że nie ugryzą. Utrwalamy uwagę, próżność, serię przekleństw –
są nieco grubiańskie i zasobne w bylejakość.

Możliwe, że wychodzę z osłabienia. Z rozpędu. Albo może brak mi
wystarczającej barwy, co sprowadza chwile na skraj tragedii, rozpaczy.
Odnawiam się w wietrze, w pulsie wstrząsów, w intonacji, co budzi
ptaki do śpiewu. Wybudza nas ze snu, z tego stanu
przywiązania do dziwactw. Z niedowierzania i perspektywy ulic.
Zbiegają się po drugiej stronie, tuż za igłami, które tępię.


2018
 
 

poniedziałek, 15 kwietnia 2024

Epizod siedemdziesiąty trzeci

 



Nade mną z prawej strony, wiszą równo: Zosia i Łajka.
Szorstka i posłuszna. Formują się niezależnie od systemu.
Liczba pierwsza, pojemności butelek z farbami wodnymi.

Zlizuję z palców nalewkę z mirabelek, angielskie formy czasowników,
w zależności od ubywającego płynu, lepiej wchodzą. Głębiej. Torują drogę,
obok ciałka żółtego. Cząsteczka, cząstka, część, krztynka, ziarenko, fragment,
ździebko, kadłub.

Żeby zobrazować to powstawanie musisz wiedzieć, że zdrobnienia
wsiąkają najmniej, chociaż lżejsze od niebieskich migdałów, już nie drażnią.
Nie poruszają.


sobota, 13 kwietnia 2024

Dzieli nas południowe słońce

 


W abstrakcji lubię światło, twoje skupione spojrzenie
i zestaw wyrażeń, którymi opisujesz podwodne zwierzęta,
roślinność, śnięte plaże. Z wieży nad klifem
rozciąga się nasza bezradność wobec ubywającej tkanki,
chociaż to twoje rękawy są za krótkie i masz przyciasne spodnie.
Rytm odbić o skały, powolne łączenie stóp. Fetysz.
Nie wiem, co powiedzieć, jak ułożyć przecinki w zgrabne ciągi.

Przędza przybiera barwy ziemi. Kładziemy się za wcześnie
albo za późno. Poświęcamy poświęconym.
Każde z nas uwielbia inną gazetę i smak sosu z avocado.
Poczuciem sympatii, bezmiarem sukcesów,
dobrowolnie wchodzimy i wychodzimy.
Chociaż już nie wierzę w pochlebstwa i że przegapię coś w życiu.

Powietrze. Wciągasz i wciągasz. To już nie to, co wtedy.
Gdy u dziadków gasły światła, a gwiazdy przesuwały się zimne
jak lód po skałach, które wyrastały nad lasem, górami
i odbijały się od naszych oczu. Rano gapiliśmy się na indyki.
Brukselkę, liście szpinaku, na wszystko, czego nie mogłeś zjeść.
Wchodzimy wyżej i wyżej, przez pięćdziesiąt lat,
by zaczerpnąć powietrza.


piątek, 12 kwietnia 2024

Swoboda

 




Na rocznicę ślubu zamiast kwiatów zamówiłam sobie farby i pędzel, który jest tak naprawdę pędzelkiem, ale to wiadomo.


Karmiono nas lanymi kluskami z cynamonem.
Co nie jest złe, gdy mam tego więcej w kieszeniach,
w szczelinach drewnianych domów. Pomalowałam je
kolorami z jeziora. Trawi nas odmienność.
Wracamy do siebie.

Schodzę coraz głębiej.
Do młodości, oczu
– niebieskich albo szarych. To zależy,
na co patrzysz i jak daleko sięgasz.

Bawisz się drewnianymi kośćmi,
przekładasz je w palcach i odkładasz,
kiedy przynoszę wino. Aby mnie zrozumieć,
wykładasz z kieszeni wszystko, co masz.
Przyglądam się guzikom, śrubkom,
rachunkom ze spożywczego, drobnym
i metalowym zatrzaskom, które ocalały.

Nie wiem, skąd to, przecież nie z pokolenia busoli.




wtorek, 9 kwietnia 2024

Okno



 

Narzędzie mowy opisuje poetykę okolicy, drobny element,
przeżywający konflikt pokoleń, niezrozumienia i wielu dramatów.
Powiązania. Wizja życia. Stworzonego z separacji i wrażeń,
z podziału na wychodzących i pozostających w domu. 

Pracujących zdalnie i swobodnych. Wychodzących przez drzwi
albo przez okno. Balansujący na krawędzi parapetu. Jak pan, pani. 

Piszę to na czczo, przed pierwszą kawą. Powinnam użyć połowy słów,
lub topić je w kałużach. Nigdy nie będzie już takich kałuż jak dawniej.
Słodkiego deszczu, pachnącego kwiatami akacji, lepkiego nektaru.
Synonimicznych opowieści o rzeczywistości. Powiązań zdarzeń,
spójności, spełnienia.


sobota, 6 kwietnia 2024

Bez skargi

 




Zasypiam godzinę przed tobą.
Budzisz mnie, zanim złapię ostatni ze snów,
by nie wracać z powrotem na strych,
do lewitacji.

Wpadki.
Bolesne jak słowa roztrzaskane o podłogę.
Odpryski.
Skóra nasączona muzyką.
Poranki.

Są częścią niezwykłych opowieści.
Z Gildą nawlekamy koraliki, przewlekamy przez kapelusze,
obserwujemy sąsiadów, mijamy się z nimi w przejściu.
Troszczymy się o trawniki, na dwóch poziomach
hortensje, róże. Buja nasze kosze kwitnących poziomek.
Chowamy skorupy w ziemi,
pod krzakami. Patrzymy jak rosną.



niedziela, 31 marca 2024

Wielkanoc

 



Gromadzę zwykłe rzeczy. Biurko, krzesło,
porcelanowy dzbanek do herbaty, filiżanki,
sitko do kawy, kubki, książki, nosorożce, przyjaciół.
Staw ceramiczny, baby, drewniane domy.

Noszą moje ślady.

Kwiaty wypuściły pąki, tu się nic nie zmieniło. Poza czasu.
Grudnik i wielkanocnik kwitną kiedy chcą. Niepewne związki,
znikanie, zanikanie.


sobota, 30 marca 2024

Happy Easter




Nie obchodzimy świąt, ale jest babka cytrynowa z malinami i tort z brownie - dałam się namówić. Dlatego też, niezależnie od tego, czy celebrujecie święta czy nie, życzę Wam wszystkim miłego czasu i radości


czwartek, 28 marca 2024

Dokąd zmierzasz?

 




Niosę w sobie nietolerancję i nienawiść,
które staram się przekształcić, walcząc z upływem czasu.
Pomijam zbędne detale, miejsca, gdzie drzewo wiedzy
obrodziło owocami, nawet jeśli chodzi o potrzebne informacje,
zdrowy rozsądek. Przez objawy wzlotów i upadków,
czasem czuję się osamotniona. Dlatego zostaję,
prostuję palce i rozmyślam, co robić, gdy dni płyną monotonnie.

Mnóstwo niewiadomych.

Wpadam w panikę, gdy parasol pęka pod naporem.
Mogę obwiniać wiatr, lecz brak umiejętności przyciąga wilgoć.
Gdy ją połykam, gromadzi się we mnie.
Tak wiele mówi się o labiryncie, o woli,
o wznoszeniu się ponad chmurami.

Poniżej, siedzą kobiety oddzielone mimiką twarzy, okazuje się,
że łatwiej trafić do klatki ze zwierzętami, niż pozbyć się wilgoci,
która drąży kamienne wnętrze. Nierównomierny dotyk
niweluje złociste włókna, przywiązując się do mężczyzn,
z którymi już niewiele nas łączy.


piątek, 22 marca 2024

O przechodzeniu

 






Mąż zrobił lasagne, odwdzięczyła się cudnymi kwiatami, no i proszę. Pachnie nieziemsko. 


Judyty nie ma z nami od dziewięciu lat.


Wiersz dla Judyty nie był o Judycie. Ile mitów i prawd
musiałabym spisać, żeby obudziła się rano, parę dni,
kilka lat później. Pobłogosławiła dzieci,
żeby zboże z puszczonych kiełków rosło wyżej i wyżej.
Gulgotanie to rodzaj oczyszczenia, wypluwania z siebie
guzów, nocnych koszmarów, łańcuchów, w które się wplątała.

Nie, to nie było o Judycie. Ona wierzy w namaszczenie, a może
ja nie wierzę, dlatego pamiętam cały ten koncert życzeń babci.
Dlatego uważnie patrzę, próbuję się skupić na porcjach płynów,
diabeł drwi ze szczegółów. Albo przechadza się między nami
i burczy w brzuchach. Daje dyla, gdy tracimy pamięć i zaczynamy

od nowa. Życie z przełożoną, mężem, kimś zaślubionym. Ile razy moczyłaś
stopy w occie i pocierałaś palcami czoło. I było tak, jakby ktoś gąbką
szorował ci mózg, wyrywał ciernie lub na oślep wbijał gwoździe.
Za twoje i moje, pij. Pij, może tak łatwiej zamordować strach.

Nagle okazuje się, że naokoło pachnie czarnym bzem.
Wolno się nie zgadzać, w końcu, zamiast ciebie, Judyta stoi w kolejce.
Wstaje, śpiewa jutrznię i czeka. Godzinki ciągną za sobą ptaki,
nawołują ławice ryb. W łańcuch zdarzeń włączają się słowa
z Pisma Świętego.

Każdy święty umiera inaczej, później towarzyszy nam w barach,
urzędach. Za obrazami i za pamiątkowymi tablicami chowają tajemnice.
Wpatrują się w dal, milczą. Jest ich więcej i więcej,
a nad nimi niebo gwiaździste?



ABOUT PASSING

A poem for Judyta wasn’t about Judyta. So many myths and truths
I would need to write down for her to wake up in the morning, several days,
several years later. She blessed the children
for sprouted grains to grow higher and higher.
Gurgling is cleansing of a kind, spitting out
tumours, nightmares, chains she got entangled into.

No, it wasn’t about Judyta. She believes in anointment, or perhaps
I don’t believe in it and that is why I remember Grandma’s whole list of requests.
Therefore I look carefully, try to focus on proportions of the fluids,
devil mocks the details. Or strolls among them
and rumbles in bellies. He legs it when we lose memory and start

from scratch. Living with the mother superior, the husband, somebody
wed. How many times have you soaked
your feet in vinegar and rubbed your forehead with your fingers.
And it was as if somebody scrubbed
your brain with this sponge, pulling thorns or hammering nails in blindly.
For yours, for mine, drink up. Drink, it might be easier to murder fear this way.

Suddenly it smells like elderflower all around.
It’s ok to disagree, after all Judyta is in the queue in your place.
She gets up, sings Lauds and waits. Little Office draws birds,
calls upon shoals of fish. Words from the Bible join
the chain of events.

Each saint dies differently and later accompanies us in bars,
offices. They hide secrets behind paintings and plaques.
They stare into the distance, silent. There is more and more of them,
and above them the starry heavens?

czwartek, 21 marca 2024

Relacje

 



Ziemia drży, pochłania budynki i drzewa,
co pozostanie, ogarnie ocean. Ptaki wbiją dzioby
w skały. Nie znamy już granic między nami,
a jednak nie dostrzegasz piękna, gramatyki, czasowników.

Wszystkimi zmysłami trzymasz mnie w szaleństwie,
dyktujesz listy do dzieci. Zmyślam do łez. Wydobywam rybę z ust,
potrafię nawet smoka, lecz czuję się głupio,
więc przestaję. Nie wierzę, nie odwołuję się do nieznanych stron.
Miasto tańczy w culture night. Tylko koty zachowują zmysły.

Śpią na rękach przechodniów. Wrażenie, że toczy się walka,
potykam się o wystające przeszkody. Wyszczerbione drzwi,
pogięte balustrady, dymiące kominy. Dodajesz mi otuchy,
słońce nas przypieka na małym ogniu, lecz pewnego dnia
zejdziemy z dachu. Przed pójściem spać,
zaakceptujemy regulamin aukcji,
przestanę łamać sobie głowę nad rebusami.


poniedziałek, 18 marca 2024

Arterie, Twórczość, Odra...

 



Są środowiska hermetycznie zamknięte i przesiąknięte kaprysami. Skupione wokół pism literackich i najróżniejszych wydawnictw. (O wydawnictwach też napiszę, ale innym razem). Pewnie dobrze się stało, że redakcja Arterii odmówiła mi publikacji, podobnie jak Twórczość, Odra i Dwutygodnik. Na wstępie dodam, że nie zależało mi na przynależności do organizacji literackich, stowarzyszeń czy klubów; zawsze konsekwentnie odmawiałam.

Jednak w młodości należałam do Związku Harcerstwa Polskiego i było to sympatyczne doświadczenie. Po ukończeniu studiów, bez większego wysiłku, za moje zasługi zostałam członkinią Międzynarodowego Stowarzyszenia Projektantów Typografii oraz Instytutu Projektantów w Irlandii (International Society of Typographic Designers and The Institute of Designers in Ireland).

Tak się złożyło, że rozmawiałam z Łucją Dudzińską o jej książkach, a w trakcie dyskusji padło pytanie o Stowarzyszenie Pisarzy Polskich. Choć nie namawiała mnie jakoś specjalnie do przystąpienia, postanowiłam impulsywnie, że może już czas gdzieś się zapisać. Złożyłam odpowiednią formę i załączniki. Pomimo braku znajomości tego środowiska oraz braku wiedzy o ich członkach, mam nadzieję na podobną życzliwość, jakiej doświadczam w Irlandii, oraz na podobną atmosferę i poczucie, że komuś zależy.

Zostałam przyjęta do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, dziękuję.